Wyjechali z kraju z różnych powodów, inną motywacją kierowali się też wstępując w szeregi amerykańskiej armii. Dziś st. kpr. Piotr Drwal i sierż. Michał Kwiatkowski służą w Orzyszu razem z kolegami z 2 Pułku Kawalerii. Wspólnie z żołnierzami z Polski, Wielkiej Brytanii i Rumunii dbają o bezpieczeństwo wschodniej flanki.
St. kpr. Piotr Drwal miał 18 lat, gdy wyjechał do Stanów. Od urodzenia mieszkał w Tarnowie i był świetnie zapowiadającym się piłkarzem, grał w Stali Mielec. – Pewnego dnia otrzymałem wiadomość, że przyznano mi stypendium sportowe w szkole w USA. Nie mogłem nie skorzystać, to była dla mnie wielka szansa – mówi żołnierz. W szkole sportowej uczył się przez rok (poziom nauki odpowiadał ostatniej klasie polskiego liceum). – Zdałem amerykańską maturę i dostałem się na studia sportowe w szkole wojskowej Wentworth Military Academy w Wirginii w USA – opowiada. Właśnie wtedy poczuł, że wojsko to może być sposób na życie. – Podobały mi się mundury, w których musieliśmy chodzić, regulaminy, dyscyplina. Komendant szkoły zauważył we mnie potencjał dowódczy i zasugerował mi, żebym wstąpił do wojska – wspomina Drwal.
Rekrutacja do amerykańskiej armii nie jest jednak prosta, gdy jest się obcokrajowcem. Piotrowi się udało, bo amerykańskie wojsko poszukiwało wówczas osób znających język polski. – Najpierw trafiłem na podstawowe szkolenie do Południowej Karoliny, potem przeniosłem się do szkoły artyleryjskiej w Fort Jackson w Oklahomie – relacjonuje starszy kapral. Stany Zjednoczone stały się jego drugim domem, mieszka tam z żoną Justyną, Polką.
Dziś Piotr Drwal służy w 2 Szwadronie 2 Pułku Kawalerii armii Stanów Zjednoczonych. To żołnierze właśnie tej jednostki tworzą część Batalionowej Grupy Bojowej, która od kwietnia jest w Polsce. Wspólnie z wojskowymi z Polski, Rumunii i Wielkiej Brytanii stacjonują w Orzyszu.
W szwadronie starszy kapral pełni służbę artylerzysty. Obsługuje haubicę M777A2 kalibru 155 mm, która w zależności od użytego typu amunicji, może wystrzelić do 4 pocisków na minutę, ich nośność sięga 40 000 m. – Przy obsłudze działa mam różne pozycje. Teraz jestem kanonierzystą numer 2, otwieram luk, wkładam ładunki, czyszczę luki po każdym wystrzelonym pocisku. Jednocześnie jestem kierowcą dowódcy plutonu – opowiada o swojej pracy Drwal. – A także tłumaczem – dodaje ze śmiechem.
Czy Piotr jest zadowolony ze służby w armii USA? – Tak. Służba mi się podoba, a armia bardzo dba o nas i nasze rodziny. Moja żona przez cały czas, gdy jestem w Polsce czy na każdej innej misji, ma stały dostęp do informacji, co się ze mną dzieje – mówi żołnierz. Przyznaje też, że nigdy nie spodziewał się, że jako żołnierz sojuszniczej armii będzie służył w ojczyźnie. – Oczywiście bardzo się cieszyłem, gdy zostałem skierowany do Polski, chociaż martwi mnie rozłąka z rodziną. Ale takie jest życie żołnierza – mówi.
Zupełnie inną drogą do US Army trafił Michał Kwiatkowski – dziś sierżant. Można powiedzieć, że jego historia rozpoczęła się w 1991 roku – bo to właśnie wtedy, razem z rodzicami wyjechał do Stanów Zjednoczonych.
W Ameryce skończył szkołę, a potem zaczął pracę. Trafił do agencji reklamowej. – Całkiem nieźle wówczas zarabiałem, ale samej pracy nie znosiłem – mówi. Postanowił więc wstąpić do wojska. Przyznaje, że do działania zmotywowała go kończąca się wówczas misja w Afganistanie. – To był ostatni moment, aby tam pojechać, a ja bardzo chciałem się sprawdzić. Pewnego dnia rzuciłem pracę, wziąłem plecak i jako ochotnik zgłosiłem się do armii – opowiada.
Najpierw musiał odbyć szkolenie na Alasce, później na rok trafił pod Hindukusz, a stamtąd – prosto do niemieckiego Vilseck, gdzie stacjonował 2 Pułk Kawalerii US Army. Tak minęło siedem lat. Dziś Kwiatkowski pełni służbę podoficera łącznikowego między 15 Brygadą Zmechanizowaną a amerykańskimi żołnierzami z Wielonarodowej Batalionowej Grupy Bojowej. – Ta praca jest bardzo ciekawa. Musimy ujednolicić wojskowe procedury Polaków, Amerykanów, Brytyjczyków i Rumunów, każde z państw ma bowiem własne zasady dotyczące strzelania czy korzystania z poligonów. Gdyby Batalionowa Grupa Bojowa była od razu tworzona jako struktura międzynarodowa, jak na przykład Wielonarodowy Korpus Północno-Wschodni, pewnie byłoby to łatwiejsze, ale nie narzekam – mówi. – Mamy bardzo dużo energii do działania, więc wiele elementów udało nam się już dopasować – dodaje.
Kwiatkowski przyznaje, że niebawem kończy mu się kontrakt, ale nie ma zamiaru go przedłużać. – Służba bardzo dużo mi dała, ale czas pomyśleć o bliskich. Zostanę w Polsce z moją rodziną. Już nawet zacząłem budować dom – mówi.
autor zdjęć: Jarosław Wiśniewski
komentarze