Kilkanaście okrętów, śmigłowców i samolotów, a wśród uczestników po raz pierwszy od lat goście z zagranicy. Główne zadania to poszukiwanie okrętów podwodnych, strzelania artyleryjskie i symulowane ataki rakietowe. Obie flotylle marynarki wojennej i lotnicy morscy przez niemal tydzień prowadzili na Bałtyku ćwiczenia podsumowujące rok szkoleniowy.
Trening odbywa się pod osłoną nocy. Okręt zawija do wskazanego wcześniej portu, gdzie czekają już na niego marynarze z gdyńskiej Komendy Portu Wojennego. Na nabrzeżu kontenery z rakietami RBS-15 Mk3. To najgroźniejsza broń, w jaką są wyposażone okręty rakietowe typu Orkan. Zasięg rakiet wynosi niemal 200 km. – Tego dnia na pokład ładowaliśmy jednak amunicję ćwiczebną. Na pierwszy rzut oka niczym nie różni się ona od bojowej. Rakiety są przechowywane w niemalże identycznych kontenerach i podobnie jak te bojowe ważą 1680 kg. Ale wypełnione zostały nie materiałem wybuchowym, lecz stalą i betonem – tłumaczy kpt. mar. Marcin Wolski, dowódca ORP „Piorun”. Sam załadunek kontenerów na pokład jest prowadzony w trybie alarmu bojowego. Oznacza to, że wszyscy członkowie załogi zajmują przypisane im wcześniej stanowiska. Zasobniki na pokład przenosi dźwig. Na każdą burtę trafia jeden kontener. Tym razem nie pozostanie tam na dłużej. Niebawem rozpoczyna się rozładunek. – Celem jest przećwiczenie procedur. Praca musi zostać wykonana możliwe szybko, ale też dokładnie – podkreśla kpt. mar. Wolski. Niedługo potem jednostka opuszcza port.
Trening załadunku rakiet był jednym z długiej listy zadań, które przez tydzień realizowali na Bałtyku i jego wybrzeżu marynarze z 3 Flotylli Okrętów. Okazją były ćwiczenia „Ostrobok ʾ20” – najważniejszy w roku sprawdzian z wyszkolenia. Oprócz ORP „Piorun” wzięły w nim udział m.in. korweta ORP „Kaszub” czy dwie małe jednostki ratownicze ORP „Zbyszko” i ORP „Maćko”. W programie było uzupełnianie zapasów na morzu, poszukiwanie rozbitków czy różnego rodzaju strzelania. – Moja załoga prowadziła symulowane ataki rakietowe. Dzięki systemowi, który mamy, możemy zaaranżować sytuację pozwalającą na przećwiczenie całej procedury od ogłoszenia alarmu bojowego aż po moment poprzedzający odpalenie pocisku – wyjaśnia kpt. mar. Wolski. – Przećwiczyliśmy też strzelania artyleryjskie do celów nawodnych, czyli holowanej po morzu tarczy. Ogień był prowadzony zarówno z armaty dziobowej, jak i rufowej – dodaje.
W tym samym czasie na Bałtyku ćwiczyły też jednostki 8 Flotylli Obrony Wybrzeża. Wśród nich były okręty transportowo-minowe, trałowce czy niszczyciele min stacjonujące na co dzień zarówno w Świnoujściu, jak i w Gdyni. Jednocześnie na poligonie w Ustce szkolili się wchodzący w skład flotylli saperzy i przeciwlotnicy. – Program ćwiczeń pod kryptonimem „Wargacz ʾ20” został pomyślany tak, by jak najbardziej wszechstronnie sprawdzić poziom wyszkolenia załóg – wyjaśnia kmdr ppor. Grzegorz Lewandowski, rzecznik świnoujskiej flotylli. Okręty rozstawiały więc miny. Był też sprawdzian z ich poszukiwania za pomocą trałów i stacji hydrolokacyjnych. Załogi ćwiczyły uzupełnianie zapasów na morzu wprost z barki paliwowej, były też zadania transportowe. – Po raz pierwszy w historii realizowaliśmy zadania wspólnie z 14 Zachodniopomorską Brygadą Obrony Terytorialnej – wyjaśnia kmdr por. Marek Obrębski, dowódca 2 Dywizjonu Okrętów Transportowo-Minowych. Prawie 40 terytorialsów oraz dwie należące do nich ciężarówki na pokładzie ORP „Kraków” pokonali dystans ze Szczecina do Świnoujścia. Po drodze mieli okazję poznać, jak funkcjonuje jednostka. – Podczas ćwiczeń dwa nasze okręty podeszły też do plaży, która należy do poligonu w Ustce. Z ich pokładów zjechały transportery PTS-M. Potem przeprawiały się z brzegu z powrotem na okręty – tłumaczy kmdr por. Obrębski. Sprzęt wojskowy przerzucał też transportowy kuter. Tyle że w tym wypadku załadunek odbył się w darłowskim porcie, rozładunek zaś w Świnoujściu.
Uczestnicy „Ostroboka” i „Wargacza” współpracowali też ściśle z lotnictwem morskim. – Dla naszych samolotów i śmigłowców współdziałanie stanowiło element ćwiczeń pod kryptonimem „Kormoran ʾ20” – informuje kmdr ppor. Marcin Braszak, rzecznik Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej. Przez blisko tydzień z baz w Gdyni, Darłowie oraz Siemirowicach wzbijały się w powietrze śmigłowce różnych typów oraz samolot transportowy Bryza. Wśród nich była też litewska maszyna AS365 Dolphin. – To śmigłowiec ratowniczy należący do tamtejszych sił powietrznych – tłumaczy kmdr ppor. Braszak. – Często, przygotowując się do ćwiczeń, rozsyłamy zaproszenia do sojuszników. Zdarza się, że z nich korzystają. Tak stało się tym razem – dodaje. Litwini wzięli udział w epizodach związanych z poszukiwaniem i ewakuacją rozbitków. – Dla naszych załóg to zawsze cenne doświadczenie. Pracujemy na podobnych zasadach, ale sposoby realizacji poszczególnych zadań czasem się od siebie różnią. Warto dzielić się doświadczeniami, bo nowa wiedza zawsze może się przydać. Zacieśnianie współpracy jest też ważne z innych powodów. Jeśli na Bałtyku dojdzie do masowej katastrofy, w akcję ratunkową zapewne będą zaangażowani ratownicy z różnych państw – podkreśla kmdr ppor. Marcin Braszak.
Oczywiście scenariusz „Kormorana” nie ograniczał się do epizodów ratowniczych. – Nasze śmigłowce prowadziły też działania związane z poszukiwaniem i zwalczaniem okrętów podwodnych. Po namierzeniu nieprzyjacielskiej jednostki załoga SH-2G przeprowadziła atak torpedowy, a para śmigłowców Mi-14PŁ bombardowanie – wyjaśnia rzecznik BLMW.
Ćwiczenia zakończyły się w piątek.
autor zdjęć: 3 FO, 8 FOW, kpt. Mariusz Kalinowski / BLMW
komentarze