Siarczyste mrozy i śnieżyce witały rok 1945, co zarówno na froncie zachodnim, jak i wschodnim jeszcze bardziej uprzykrzyło żołnierzom życie. Rozwiały się też nadzieje na zdobycie Berlina w lutym 1945 roku. Wcześniej należało wyprzeć Niemców z Wału Pomorskiego. 29 stycznia 1945 roku do walki o przełamanie niemieckich umocnień ruszyła 1 Armia WP.
Pod koniec stycznia 1945 roku front wschodni przypominał olbrzymi klin, którego ostrze wbijało się głęboko w niemieckie terytorium. To ostrze tworzyły pancerne jednostki Armii Czerwonej, które uchwyciły drugi brzeg Odry pod Kostrzynem i Frankfurtem. Niemcy zdawali sobie sprawę, w jak poważnej znaleźli się sytuacji. Jednocześnie dostrzegli szansę wyjścia z tej matni. Wystarczyło utrzymać swe skrzydła na Pomorzu i Dolnym Śląsku, by w odpowiednim momencie przejść do kontrofensywy i odciąć pancerny wierzchołek Armii Czerwonej.
Sowieci zorientowali się jednak, co im zagraża i szybko zweryfikowali swój ambitny plan zdobycia Berlina jeszcze w lutym 1945 roku. Postanowiono najpierw zabezpieczyć zagrożone skrzydła i oczyścić Pomorze oraz Śląsk z wojsk niemieckich. Do tego zadania oprócz jednostek sowieckich wyznaczono także 1 Armię Wojska Polskiego, dowodzoną wówczas przez generała Stanisława Popławskiego. Ponad 90 tysięcy polskich żołnierzy wraz z sowieckim 2 Korpusem Kawalerii Gwardii i częścią 3 Armii Uderzeniowej miało na Pomorzu wypełnić lukę powstałą między 1 Frontem Białoruskim a 2 Frontem Białoruskim i zniszczyć zagrażające im siły nieprzyjaciela.
Zadanie nie do wykonania
Tym samym 1 Armii WP przypadło zadanie zdobycia najpotężniejszej linii obronnej na całym Pomorzu, tak zwanej Pommernstellung – d1 (pozycja pomorska – d1, którą w polskiej historiografii nazywa się Wałem Pomorskim). Pas natarcia polskich żołnierzy obejmował linię: Darłowo, Biały Bór, Szczecinek, Dudylany, Nadarzyce, zachodni brzeg jeziora Dobre, Zdbiczno, Smolno, Wałcz i dalej wzdłuż rygla noteckiego do Krzyża. Za tą główną pozycją przygotowano jeszcze dwie linie obronne. Pierwotnie Wał Pomorski był systemem fortyfikacji zbudowanych na dawnej granicy niemiecko-polskiej na początku lat trzydziestych. Niemcy powrócili do jego rozbudowy w 1944 roku z zastosowaniem najnowszych zdobyczy sztuki fortyfikacyjnej. Przede wszystkim utworzyli całą sieć bunkrów rozproszonych w terenie, ale powiązanych ze sobą dokładnie przemyślanym systemem ognia i zapór saperskich. Wykorzystali przy tym naturalne właściwości obronne terenu. Liczne jeziora, rzeki i gęste lasy stanowiły już i tak poważną przeszkodę dla nacierających wojsk. Najważniejsze jednak było to, że system ten pozwalał na prowadzenie obrony nie tylko przez oddziały forteczne, lecz także przez bardziej mobilne jednostki liniowe. Dowództwo niemieckie przygotowało ponadto szczególnie niemiłą niespodziankę, gdyż oprócz żołnierzy Wehrmachtu skierowało do obrony Wału Pomorskiego słynące z fanatyzmu formacje Waffen SS.
Na korzyść Niemców działał jeszcze jeden niebagatelny fakt – ich system obronny na Pomorzu dla polskiego dowództwa był całkowitą zagadką i zaskoczeniem. 28 stycznia 1945 roku do sztabu 1 Armii pod Bydgoszczą dotarł rozkaz przejścia do ataku. Dowódca 1 Frontu Białoruskiego marszałek Gieorgij Żukow podkreślał w nim, że siły niemieckie są już rozbite i pozbawione woli walki. Wobec tego polska armia miała w ciągu dziesięciu dni (do 6 lutego) pokonać 249 kilometrów i wyjść nad Odrę. Czyli codziennie żołnierze musieli nacierać w tempie aż 25 kilometrów na dobę! Było to zupełnie nierealnie, gdyż Polacy byli już po forsownym, ponad 260-kilometrowym marszu z rejonu Warszawy, wykonanym w warunkach ostrej zimy. W oddziałach było wielu chorych, brakowało lekarstw, ciepłej odzieży i żywności. Co gorsza, 1 Armię dotknęło też to, z czym borykały się wtedy wszystkie atakujące Niemców wojska – nadmierne wydłużenie lub wręcz przerwanie linii komunikacyjnych. Powodowało to braki w zaopatrzeniu, szczególnie w benzynę i amunicję. Innymi słowy, wszystkie samochody, wozy pancerne i czołgi pozostały w tyle. Dla polskiej piechoty była to szczególnie zła sytuacja, gdyż okazało się, że początkowo musiała atakować niemieckie pozycje niemalże gołymi rękami.
Rozpoznanie bojem
Rankiem 29 stycznia, mimo dwudziestostopniowego mrozu i zawiei śnieżnych, 1 Armia WP ruszyła na zachód. Na jej czele szły 1 Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki oraz 4 Pomorska Dywizja Piechoty im. Jana Kilińskiego. To właśnie żołnierze 4 Dywizji jako pierwsi mieli się przekonać, jak ciężkie w istocie zadanie postawiono przed nimi. Mianowicie, kiedy jej czołowy 11 Pułk Piechoty dotarł do Złotowa, od razu dostał się pod gęsty ogień nieprzyjaciela. Miasta bronili łotewscy esesmani z 15 Dywizji Grenadierów SS i wbrew twierdzeniom Żukowa wcale nie byli zdemoralizowani klęskami. Wręcz przeciwnie, Złotowa bronili twardo do rana 31 stycznia, zabijając 94 i raniąc 112 polskich żołnierzy. Polacy zabili 230 esesmanów, 120 zranili i 70 wzięli do niewoli. Jeńcy zeznali, co może czekać nacierających w następnych dniach, ale dowództwo armii nadal nie wyciągnęło z tego głębszych wniosków.
Przed wieczorem 31 stycznia 1 i 4 Dywizja Piechoty dotarły do rzeki Gwdy, za którą Niemcy utworzyli przedpole dla głównych rubieży Wału Pomorskiego. Najsilniejsze punkty oporu zorganizowano w miejscowościach Podgaje, Jastrowie i Ptusza. Szczególnie dramatyczne wydarzenia rozegrały się w tej pierwszej, choć nie znajdowała się ona początkowo na linii polskiego natarcia. Podgaje mieli zdobywać sowieccy kawalerzyści z 2 Korpusu Kawalerii Gwardii, ale polscy żołnierze znacznie ich wyprzedzili. Dowódca 3 Pułku Piechoty podpułkownik Aleksander Archipowicz wysłał więc w kierunku miejscowości 4 kompanię piechoty podporucznika Alfreda Sofki, wzmocnioną plutonem ciężkich karabinów.
Polacy, nie spodziewając się większego oporu, wpadli w zasadzkę zorganizowaną przez holenderskich esesmanów z 48 Ochotniczego Pułku Grenadierów Pancernych SS „General Seyffardt” (niektórzy historycy twierdzą, że byli to grenadierzy łotewscy, natomiast Holendrzy zajmowali Podgaje). W nierównej walce zginęła ponad połowa polskich żołnierzy. Natomiast wziętych do niewoli 32 Polaków esesmani pognali do Podgajów. Kiedy po kilku dniach zażartych walk 3 lutego kościuszkowcy wreszcie zdobyli tę miejscowość, w jednej ze spalonych stodół odnaleźli zwęglone ciała kolegów z 4 kompanii. Do dziś trwa dyskusja, czy zostali oni spaleni żywcem, czy wcześniej rozstrzelani. Jedno było pewne, po odkryciu tej zbrodni zaciętość i bezkompromisowość walk wzrosła jeszcze bardziej.
W krzyżowym ogniu bunkrów
W nocy 3 lutego generał Popławski wydał rozkaz nakazujący podległym mu polskim jednostkom przełamanie najważniejszych umocnień Pommernstellung – d1. Główną siłę uderzeniową stanowiły 4 i 6 Dywizja Piechoty. Piechurów na szczęście mogły już wówczas wesprzeć oddziały artyleryjskie: 1 Brygada Artylerii Armat, 5 Brygada Artylerii Ciężkiej i 11 Pułk Artylerii Haubic. Polskie natarcie ruszyło 4 lutego i dwa dni później, po zażartych walkach, zdobyto Nadarzyce oraz przełamano pozycję d1. W następnych dniach Polacy kontynuowali ofensywę w kierunku południowo-zachodnim. 10 lutego żołnierze 1 i 2 Dywizji Piechoty wsparci czołgami 1 Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte oraz 4 Pułku Czołgów Ciężkich zdobyli Mirosławiec, dwa dni później Łowicz Wałecki.
Działania 1 Armii WP doprowadziły wówczas do odcięcia dróg odwrotu wojskom niemieckim broniącym Wałcza. Miasto to 11 lutego zajęli czerwonoarmiści z 47 Armii. Najistotniejsze było jednak to, że przełamanie Wału Pomorskiego otwierało drogę do zdobycia całego Pomorza. W walkach o zdobycie Pommernstellung poległo 1780 polskich żołnierzy, 2767 zostało rannych, a 1055 uznano za zaginionych. Straty zadane Niemcom przez 1 Armię szacuje się na około 8 tysięcy zabitych i rannych.
Symbolem męstwa i ofiarności polskiego żołnierza w walkach o Wał Pomorski stał się bój o liczący około 150 metrów przesmyk między jeziorami Smolno a Zdbiczno. Żołnierze 4 Dywizji Piechoty, którym przyszło go zdobywać, nazwali go przesmykiem stu diabłów. W tym miejscu drogę nacierającym żołnierzom zagradzały dwa bunkry otoczone polami minowymi i zasiekami z drutu kolczastego. Przez trzy dni – od 5 do 8 lutego – w ogniu niemieckich karabinów maszynowych i na minach zginęło 300 szturmujących Polaków i Rosjan! Dopiero podciągnięcie haubicy kalibru 152 mm pozwoliło zniszczyć jeden z bunkrów, drugi zdobyli polscy piechurzy. Wiele racji mieli niemieccy oficerowie, porównujący Wał Pomorski do Linii Gustawa we Włoszech. Nie przewidzieli tylko, że w jednym i drugim przypadku ich potężne umocnienia przełamią Polacy, przyspieszając koniec III Rzeszy.
Bibliografia
Czesław Grzelak, Henryk Stańczyk, Stefan Zwoliński, „Bez możliwości wyboru. Wojsko Polskie na froncie wschodnim 1943–1945”, Warszawa 1993
Edward Kosopath-Pawłowski, „Wojsko Polskie na Wschodzie 1943–1945”, Pruszków 1993
Piotr Różański, „Walki 1. Armii Wojska Polskiego na Wale Pomorskim”, „Technika Wojskowa. Historia” 2015 nr 2, s. 20–31
autor zdjęć: ze zbiorów WCEO
komentarze