moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Wojenny bohater na szubienicy

Proces w pierwszej instancji trwał zaledwie osiem godzin. Rewizja wyroku nie miała szans na powodzenie. Po latach jeden z sędziów przyznał: „chodziło tylko o to, by nadać formę prawną decyzji podjętej na bardzo wysokim szczeblu”. Komunistyczna władza postanowiła zgładzić gen. Augusta Emila Fieldorfa, byłego dowódcę Kedywu AK, i zaprzęgła do tego cały aparat reżimu.

Dochodziła piętnasta, gdy strażnicy wprowadzili na salę wychudzonego mężczyznę w więziennym drelichu. Konwojent ustawił go pod szubienicą. Skazaniec podniósł głowę. Jego wzrok spoczął na Witoldzie Gatnerze, młodym prokuratorze, który miał nadzorować egzekucję. Funkcjonariusz z trudem opanował drżenie. Po latach wspominał: „Skazany cały czas patrzył mi w oczy. Stał wyprostowany. Nikt go nie podtrzymywał. Po odczytaniu dokumentów zapytałem skazanego, czy ma jakieś życzenie. Na to odpowiedział: »Proszę powiadomić rodzinę«. Oświadczyłem, że rodzina została już powiadomiona”. Postawa więźnia głęboko wstrząsnęła prokuratorem. „Sprawiał wrażenie bardzo twardego. Można było podziwiać jego opanowanie w obliczu tak dramatycznego wydarzenia. Nie krzyczał i nie wykonywał żadnych gestów”. Chwilę później kat uruchomił zapadnię. O 15:25 lekarz stwierdził zgon, a obecni na sali podpisali się pod protokołem egzekucji.

Był 24 lutego 1953 roku. Ostatni dzień życia gen. Augusta Emila Fieldorfa, ps. „Nil”, wojennego bohatera, a zarazem ofiary jednego z najgłośniejszych mordów sądowych w dziejach Polski.

W rękach NKWD

Zanim jednak „Nil” został oddany w ręce kata, przeszedł długą i chwalebną drogę. Najpierw była służba w Legionach Polskich, potem walki o Wilno, batalia przeciwko bolszewikom, wojna obronna 1939 roku. Młody Fieldorf zdobywał kolejne szlify i odznaczenia z Orderem Virtuti Militari włącznie. Przełożeni cenili go za wiedzę i odwagę, koledzy za poczucie honoru oraz... humoru. Jedni i drudzy wiedzieli, że można mu ufać w stopniu niemalże bezgranicznym. A sam Fieldorf podejmował się najtrudniejszych zadań.

Pod koniec 1942 roku stanął na czele Kierownictwa Dywersji Armii Krajowej, czyli Kedywu. Był już wówczas w stopniu pułkownika i używał konspiracyjnego pseudonimu, pod którym przeszedł do historii. „Nil” planował, zatwierdzał i nadzorował różnego typu akcje sabotażowe. Decydował także o likwidacji szczególnie niebezpiecznych zbrodniarzy. To właśnie żołnierze Kedywu w wyniku akcji „Góral” wyrwali z rąk Niemców furgonetkę ze 100 milionami złotych, które później zostały przeznaczone na sfinansowanie działań konspiracji. To oni w sercu Warszawy odbili swoich kolegów przewożonych z siedziby Gestapo na Pawiak (akcja pod Arsenałem). To z ich rąk zginął Franz Kutschera, szef SS i Policji na dystrykt warszawski.

Tymczasem od połowy 1943 roku Fieldorf miał już kolejną misję. Na podstawie rozkazu dowódcy AK gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora” budował organizację „NIE”, która po spodziewanym zajęciu okupowanej Polski przez Sowietów miała w podziemiu przygotowywać się do oswobodzenia kraju. Organizacja nie przetrwała długo. Ciosem dla jej struktur stała się porażka Powstania Warszawskiego. Ostatecznie w maju 1945 roku została rozwiązana. W tym czasie Fieldorf był już w rękach NKWD. Na szczęście dla niego śledczy nie mieli bladego pojęcia, kim faktycznie jest ich więzień.

„Nil” wpadł przypadkowo. 7 marca 1945 roku Sowieci zatrzymali go do rutynowej kontroli i znaleźli przy nim dolary. Szybko uznali, że mają do czynienia ze spekulantem. Fieldorf posługujący się fałszywymi dokumentami na nazwisko Walenty Gdanicki trafił do więzienia, skąd niebawem został wywieziony w głąb ZSRS. Jako wróg ludu miał pracować przy wyrębie lasu pod Swierdłowskiem. Katorżnicza praca sprawiła, że na pewien czas wylądował w szpitalu. W końcu jesienią 1947 roku został zwolniony i odesłany do Polski.

Poturbowany, chory, skrajnie osłabiony nie myślał już o konspiracji. Marzył jedynie, by odnaleźć pozostawioną w kraju rodzinę. Z tym że w powojennej Polsce nie bardzo mógł liczyć na spokój.

Bielizna od brata

Fieldorf wjechał do kraju przez punkt repatriacyjny w Białej Podlaskiej. W tym czasie od trzech lat nosił już stopień generała brygady. W Armii Krajowej doszedł do rangi zastępcy dowódcy. Przeczuwał jednak, że lepiej o tym otwarcie nie mówić. „Bałem się, że odeślą mnie z powrotem do ZSRS” – tłumaczył potem podczas jednego z przesłuchań. W Warszawie Fieldorf zgłosił się do noclegowni Caritasu, a potem w poszukiwaniu najbliższych włóczył się po mieście. Na pewien czas trafił do Krakowa, by ostatecznie odnaleźć rodzinę w Łodzi. Zamieszkali razem, ale generał ze względu na kiepskie zdrowie nie był w stanie znaleźć żadnego stałego zajęcia. Już po aresztowaniu zeznał, że przeżył tylko dzięki żonie zatrudnionej w Akademii Medycznej, córkom, z których jedna była reporterką „Dziennika Łódzkiego”, druga zaś pracowała w Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym. Wreszcie dzięki mieszkającemu w Wielkiej Brytanii bratu, który przysyłał mu lekarstwa i odzież. „Nie posiadałem żadnych informacji o działalności podziemia i byłem zupełnie zdezorientowany w sprawie jego istnienia. Sądziłem, że nie ma żadnego podziemia” – przekonywał generał.

Tymczasem w Polsce w kwietniu 1947 roku upłynął termin amnestii wyznaczonej przez reżimowe władze dla działaczy antykomunistycznej konspiracji. Członkowie podziemia, którzy z różnych przyczyn nie zdążyli, albo też nie zdecydowali się na dekonspirację, znaleźli się w dramatycznej sytuacji. Bezpieka urządziła na nich regularne polowanie. „Generał miał przed sobą trzy drogi: ujawnić się, konspirować lub uciekać na Zachód” – zauważa Wiesław Wysocki, historyk i autor biografii Fieldorfa. Na ostatnie z tych rozwiązań namawiała „Nila” nawet jego własna żona. Ale on się uparł. „Tutaj są moi harcerze, moi ludzie. Nikt nie powie, że uciekałem przed niebezpieczeństwem” – argumentował i dodawał z właściwym sobie humorem, że po doświadczeniach z łagru każde więzienie w kraju będzie dla niego niczym... sanatorium.

Na początku 1948 roku Fieldorf postanowił się ujawnić. Jak wyjaśnia Wysocki, prawdopodobnie poszedł za radą generałów Gustawa Paszkiewicza i Stanisława Tatara. W lutym zgłosił się do Rejonowej Komendy Uzupełnień w Łodzi. Podał swoje prawdziwe nazwisko i stopień. Niemal natychmiast w Informacji Wojskowej zapadła decyzja o aresztowaniu go jako „przestępcy politycznego”. Za Fieldorfem został rozesłany list gończy, tyle że... przez kolejne miesiące nic się nie działo. Dopiero jesienią 1950 roku Fieldorf, pismem przesłanym już na jego nazwisko, został ponownie wezwany do rejonowej komendy rzekomo po to, by uzupełnić złożone tam wcześniej dokumenty. Do gmachu, który mieścił się na Piotrkowskiej w Łodzi, generał wyruszył rankiem 9 listopada. Do domu miał już nigdy nie wrócić. Kiedy opuszczał RKU, dwaj mężczyźni ubrani w długie płaszcze i kapelusze wepchnęli go do zaparkowanego w pobliżu samochodu. „Nazywam się Fieldorf. Jestem generałem. Zawiadomcie rodzinę, co się ze mną stało” – zdążył tylko wykrzyknąć w stronę przechodniów. Chwilę później zatrzasnęły się za nim drzwi i auto zniknęło za rogiem.

Osiem godzin do śmierci

Fieldorf został przewieziony do Warszawy. Trafił do aresztu śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego przy ulicy Koszykowej. Przesłuchiwali go kpt. Lutosław Stypczyński, ppor. Kazimierz Górski i por. Zygmunt Krasiński. 17 listopada ten ostatni wystąpił do Naczelnej Prokuratury Wojskowej o areszt tymczasowy. Cztery dni później stosowną decyzję wydała ppłk Helena Wolińska. Powołała się przy tym na artykuł 86 paragraf 2 „Kodeksu karnego Wojska Polskiego”. Mówił on o usiłowaniu zmiany ustroju państwa przemocą, za co grozi od pięciu lat więzienia do kary śmierci.

Tymczasem śledczy pytali głównie o konspiracyjną przeszłość „Nila”. Sugerowali, że akcje Kedywu były wymierzone nie tylko w Niemców, lecz także w sowiecką partyzantkę i komunistycznych konspiratorów. Fieldorf zaprzeczał, ale jego słowa niewiele znaczyły. Wkrótce został obciążony przez płk. Władysława Liniarskiego „Mścisława”, byłego komendanta białostockiego okręgu AK, oraz mjr. Tadeusza Grzmielewskiego „Igora”, który w czasie wojny był zastępcą szefa III Oddziału Kedywu. Obaj już od pewnego czasu przebywali za kratkami. Obaj też byli poddawani torturom. W 1989 roku Jerzy Sienkiewicz „Rudy”, który siedział z Liniarskim w celi, wspominał w liście do redakcji „Tygodnika Kulturalnego”: „Stan zdrowia >Mścisława< był bardzo zły, marskość wątroby i ciężkie śledztwo spowodowały, że ważył ok. 40 kg. Jak bardzo był zmieniony jego wygląd zewnętrzny, niech świadczy fakt, że na procesie gen. Fieldorf zakwestionował osobę świadka, mówiąc: >To nie jest Mścisław<” […]. Płk. Mścisława po złożeniu zeznań przyniosło na noszach dwóch oddziałowych i rzuciło jak worek na siennik leżący wprost na betonie celi. Ten dzielny oficer bardzo przeżywał sprawę „Nila”.

W 1957 roku podczas rozprawy rewizyjnej zarówno Liniarski, jak i Grzmielewski odwołali swoje wcześniejsze zeznania. Zgodnie twierdzili, że zostały na nich wymuszone przez śledczych.

21 listopada 1950 roku akt oskarżenia przeciwko Fieldorfowi był gotowy. Prokurator zarzucał mu, że podczas wojny „idąc na rękę władzy hitlerowskiego państwa niemieckiego”, brał udział w zabójstwach partyzantów i lewicowych działaczy. Na skutek wydanych przez niego rozkazów mieli ginąć także żydowscy cywile. Rozprawa ruszyła 16 kwietnia 1952 roku o 12:30. Przewodniczyła jej sędzia Maria Gurowska. Warszawski sąd obradował za zamkniętymi drzwiami. Działał ekspresowo. Ograniczył się do odczytania zeznań złożonych podczas śledztwa. Odrzucił też złożone przez obronę wnioski o przesłuchanie dodatkowych świadków. Rozprawa skończyła się tego samego dnia, niemal dokładnie po ośmiu godzinach. Fieldorf został skazany na karę śmierci. Uzasadnienie to wielka tyrada nie tylko przeciwko „Nilowi”, lecz także Polskiemu Państwu Podziemnemu. „Groźniejsza dla sługusów kapitalistycznych była Armia Radziecka […] od faszystowskiego okupanta, który wprawdzie mordował naród, niszczył plony kultury polskiej, ale był sojusznikiem klasowym, nie zagrażał bowiem posiadaniu – w walce społecznej był po tej samej stronie barykady” – przekonywała Gurowska.

W celi z nazistą

Sam Fieldorf miał świadomość, że szanse na jego ocalenie są iluzoryczne. „Czy wiesz, dlaczego mnie skazali? Bo odmówiłem współpracy z nimi” – stwierdził w rozmowie z żoną Janiną. Komuniści chcieli wykorzystać „Nila” w operacji „Cezary”. Po rozbiciu IV Zarządu Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” bezpieka stworzyła kolejny, w pełni przez siebie kontrolowany. Jego działalność miała doprowadzić do rozbicia resztek podziemia, a jednocześnie skompromitować CIA i brytyjski wywiad SIS. Fieldorf miał uwiarygodnić marionetkową organizację, dając jej swoje nazwisko. Powiedział jednak: „nie”. Tym samym jego los został przesądzony.

A jednak już po wyroku skazującym obrona postanowiła wnieść rewizję. Co więcej, wbrew wyraźnemu zakazowi generała rodzina postanowiła skierować do prezydenta wniosek o ułaskawienie skazańca. Do Bolesława Bieruta napisali żona „Nila” oraz jego 87-letni ojciec. Janina Fieldorf z prośbą o wsparcie dotarła nawet do mieszkającej w Łodzi... siostry Feliksa Dzierżyńskiego, twórcy sowieckich służb bezpieczeństwa. „Ta pani, Kojałłowiczowa, staruszka, przysłała mi niezwłocznie bardzo pozytywną opinię o Emilu i prośbę, by sąd przychylił się do jej prośby” – wspominała potem żona generała. Wszystko na próżno. Rewizja okazała się nieskuteczna, Bierut odrzucił wniosek o ułaskawienie. Po latach Igor Andrejew, wówczas już profesor prawa, a podczas procesu jeden z członków składu orzekającego w Sądzie Apelacyjnym, napisał do bratanicy generała Marii Fieldorf. W liście wspominał, że miał wrażenie, iż „cały proces był właściwie tylko po to, by nadać formę prawną decyzji podjętej gdzieś na bardzo wysokim szczeblu”.

Odtąd Fieldorf mógł już czekać tylko na egzekucję. Ostatnie miesiące życia komuniści nakazali mu spędzić w towarzystwie między innymi Jakoba Sporrenberga, wyższego dowódcy Policji i SS na dystrykt lubelski, który został skazany za posłanie na śmierć tamtejszych Żydów. „Kochana Janinko, gdyby nie to, że się o was martwię, wszystko byłoby do zniesienia” – pisał „Nil” do żony. Wyrok został wykonany 24 lutego 1953 roku. Ciało generała spoczęło w nieznanym miejscu.

W 1957 roku na fali popaździernikowej odwilży wyrok w sprawie Fieldorfa został uchylony i skierowany do ponownego rozpatrzenia. Na finał sprawy trzeba było jednak poczekać do 1989 roku, kiedy to prokurator generalny uznał, że „Nil” nie popełnił zarzucanego mu czynu. Trzy lata później prokuratura wszczęła śledztwo przeciwko sprawcom mordu sądowego na generale. Powstały dwa akty oskarżenia. Sędzia Maria Gurowska zmarła jednak, zanim sprawa znalazła finał. Z kolei prokurator Heleny Wolińskiej nie udało się postawić przed sądem. Od lat przebywała na emigracji. Wielka Brytania odmówiła jej ekstradycji, twierdząc, że Wolińska jest „repatriantem-bezpaństwowcem”.

Podczas pisania tekstu korzystałem z: Stanisław Marat, Jacek Snopkiewicz, Zbrodnia. Sprawa generała Fieldorfa-Nila, Warszawa 1989; Wiesław Wysocki, „Nil”. Generał August Emil Fieldorf 1895–1953, Warszawa 2010; Maria Fieldorf, Leszek Zachuta, Generał Fieldorf „Nil”. Fakty, dokumenty, relacje, t.1-2, Warszawa 2006; Janina Fieldorf, Los już mną zawładnął... Wspomnienia, wybór, redakcja i opracowanie Anna Dymek, Karol Lisiecki, Janusz Jurach, Gdańsk 2012.

REKLAMA

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Instytut Pamięci Narodowej

dodaj komentarz

komentarze


Nowe uzbrojenie myśliwców
 
Jesień przeciwlotników
Walczą o miejsce na kursie Jata
Uczą się tworzyć gry historyczne
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Olympus in Paris
Zmiana warty w PKW Liban
Huge Help
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Polskie „JAG” już działa
O amunicji w Bratysławie
Triatloniści CWZS-u wojskowymi mistrzami świata
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Marynarka Wojenna świętuje
„Siły specjalne” dały mi siłę!
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Razem dla bezpieczeństwa Polski
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Święto podchorążych
Wzlot, upadek i powrót
Ostre słowa, mocne ciosy
A Network of Drones
Olimp w Paryżu
Zmiana warty w Korpusie NATO w Szczecinie
HIMARS-y dostarczone
Karta dla rodzin wojskowych
Wojskowi kicbokserzy nie zawiedli
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Szef MON-u na obradach w Berlinie
Święto w rocznicę wybuchu powstania
Czworonożny żandarm w Paryżu
Wojskowa służba zdrowia musi przejść transformację
Donald Tusk po szczycie NB8: Bezpieczeństwo, odporność i Ukraina pozostaną naszymi priorytetami
Wzmacnianie granicy w toku
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Sejm pracuje nad ustawą o produkcji amunicji
Lotnicza Akademia rozwija bazę sportową
Czarna taktyka czerwonych skorpionów
Jutrzenka swobody
Kamień z Szańca. Historia zapomnianego karpatczyka
Polsko-ukraińskie porozumienie ws. ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej
Modernizacja Marynarki Wojennej
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Nasza broń ojczysta na wyjątkowej ekspozycji
„Szczury Tobruku” atakują
Szef MON-u z wizytą u podhalańczyków
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Szturmowanie okopów
Jak namierzyć drona?
Transformacja dla zwycięstwa
Miecznik na horyzoncie
Dwa bataliony WOT-u przechodzą z brygady wielkopolskiej do lubuskiej
Trudne otwarcie, czyli marynarka bez morza
Medycyna w wersji specjalnej
Szwedzki granatnik w rękach Polaków
„Nie strzela się w plecy!”. Krwawa bałkańska epopeja polskiego czetnika
„Jaguar” grasuje w Drawsku
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Cyfrowy pomnik pamięci
Mamy BohaterONa!
Nasza Niepodległa – serwis na rocznicę odzyskania niepodległości
Wybiła godzina zemsty
Inwestycja w produkcję materiałów wybuchowych
„Projekt Wojownik” wrócił do Giżycka
Saab 340 AEW rozpoczynają dyżury. Co potrafi „mały Awacs”?
Selekcja do JWK: pokonać kryzys
Od legionisty do oficera wywiadu
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO