Szwedzi wprowadzą do NATO może niezbyt liczną, ale na pewno bardzo nowoczesną armię. A do tego prężnie działający przemysł zbrojeniowy i społeczeństwo o wysokim stopniu odporności, wprzęgnięte w całkiem sprawnie działający system obrony cywilnej – mówi Damian Szacawa, politolog z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej.
Szwecja po 200 latach porzuciła neutralność i została 32. członkiem NATO. Nie popchnął jej do tego Stalin, nie popchnęli Chruszczow i Breżniew, zrobił to dopiero Putin. Czy zatem rosyjskie zagrożenie jest teraz większe niż w czasach zimnej wojny?
Damian Szacawa: Na tak postawione pytanie trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Moim zdaniem kluczową kwestią jest tutaj nie tyle skala zagrożenia, ile postawa sąsiedniej Finlandii. Ona także przez dziesięciolecia pozostawała państwem militarnie niezaangażowanym, w pewnym momencie doszła jednak do wniosku, że wobec coraz bardziej agresywnej postawy Rosji potrzebuje twardych gwarancji bezpieczeństwa.
A takie daje choćby artykuł 5 traktatu waszyngtońskiego. Członkostwo w NATO Finowie uznali zatem za pewniejszą lokatę niż umowy sojusznicze w ramach Rady Nordyckiej, Unii Europejskiej czy brytyjskiej inicjatywy JEF [Joint Expeditionary Force]. I wtedy Szwedzi poczuli, że jeśli Finlandia wstąpi do Sojuszu, oni w pewnym sensie pozostaną w regionie osamotnieni, a na dłuższą metę to się nie opłaca. Bo choć Szwecja z Rosją bezpośrednio nie graniczy, ona również odczuwa rosnącą presję ze strony Kremla i nie może być pewna rosyjskich intencji. Wystarczy wspomnieć intensywną obecność okrętów Floty Bałtyckiej u szwedzkich wybrzeży czy też zagłuszanie sygnału GPS. Kiedy więc Finowie ostatecznie zdecydowali się wystąpić z wnioskiem akcesyjnym do NATO, Szwedzi postanowili zrobić to samo.
Komentatorzy zgodnie uznali to za rewolucję, ale czy słusznie? Szwedzi przecież przez dziesięciolecia ściśle z Sojuszem współpracowali. Brali udział we wspólnych ćwiczeniach na Bałtyku, wysłali kontyngent w ramach ISAF do Afganistanu. Czy nie należałoby raczej mówić o zwieńczeniu długiego procesu?
Zależy, jak na to spojrzymy. Na płaszczyźnie taktycznej i operacyjnej faktycznie Szwedzi w ostatnich latach coraz mocniej się do NATO zbliżali. Zyskali status wzmocnionego partnera. Jednak nawet to nie pozwalało na pełną integrację struktur wojskowych i wpięcie ich w system kolektywnej obrony. Będzie to możliwe dopiero teraz, kiedy Szwecja stała się członkiem Sojuszu. Zmiana jest więc duża. Z kolei na płaszczyźnie politycznej, moim zdaniem, można już mówić o głębokiej rewolucji – czymś w rodzaju przewrotu kopernikańskiego. Bo przecież do tej pory szwedzkie elity konsekwentnie opowiadały się za neutralnością, a ściślej mówiąc – za trzymaniem się z dala od militarnych sojuszy. Pełnoskalowa inwazja rosyjska na Ukrainę doprowadziła tutaj do zmiany, choć... wcale nie tak radykalnej jak w sąsiedniej Finlandii.
Oczywiście politycy zgodnie twierdzili, że Rosja to zagrożenie, ale nie wszyscy uważali, że członkostwo w NATO to konieczność. Szwedzi przygotowywali więc wniosek akcesyjny, ale do połowy maja 2022 roku, kiedy ostatecznie został złożony, ton pronatowskiej debacie nadawała Finlandia. Szwedzi byli tu krok za „młodszą siostrą”. Wśród państw nordyckich, gdzie Szwecja uchodziła dotąd za lidera, stanowiło to pewną nowość.
Ale do politycznego konsensusu w Szwecji tak czy inaczej doszło.
Tak, a punktem zwrotnym, podobnie jak w przypadku wejścia Szwecji do Unii Europejskiej w 1995 roku, okazała się zmiana stanowiska Szwedzkiej Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej, czyli największego ugrupowania na tamtejszej scenie politycznej. 15 maja 2022 roku jednoznacznie opowiedziała się ona za członkostwem Szwecji w NATO. Podobne nastroje panowały wśród większości społeczeństwa. Ostatecznie Riksdag, czyli szwedzki parlament, zatwierdził zmianę kierunku w polityce zagranicznej i obronnej. Dziś już żadna z liczących się szwedzkich partii nie kontestuje członkostwa w Sojuszu, choć entuzjazm Partii Lewicy czy Zielonych jest raczej umiarkowany. W przyszłości można więc spodziewać się debat na temat ewentualnego rozmieszczenia w Szwecji wojsk NATO czy broni nuklearnej.
To realna perspektywa?
W najbliższym czasie raczej do tego nie dojdzie, choć trzeba pamiętać, że jeszcze pod koniec 2023 roku władze w Sztokholmie podpisały ze Stanami Zjednoczonymi umowę, która otwiera amerykańskim wojskom lądowym dostęp do 17 szwedzkich baz. Poza tym Szwedzi doskonale zdają sobie sprawę ze strategicznego znaczenia Gotlandii. Obecność na wyspie pozwala sprawować kontrolę nad kluczowymi szlakami żeglugowymi Bałtyku. Dlatego też podczas ostatnich ćwiczeń „Aurora ’23” szwedzka armia i oddziały NATO trenowały jej obronę. Szwedzi zwiększają liczebność stacjonujących na Gotlandii wojsk, ale na razie nie widzą potrzeby, by wzmacniać je oddziałami Sojuszu. W przyszłości nie można jednak tego wykluczyć...
A skoro jesteśmy już przy geostrategii – co Sojusz zyskuje na akcesie Szwecji?
Przede wszystkim Szwecję będzie można włączyć w planowanie obronne. Objąć jej terytorium regionalnymi planami, które zostały zatwierdzone podczas ostatniego szczytu NATO w Wilnie. W ten sposób Sojusz zniweluje znaczącą wyrwę, a jego strategia zyska na spójności. Szwecja zaliczana jest do północnej flanki, która sięga aż do Arktyki. Z drugiej strony dzięki położeniu nad Bałtykiem stanowi łącznik z Europą Środkową. W razie konfliktu może ona odgrywać rolę logistycznego zaplecza dla państw frontowych. Szwedzkie terytorium daje Sojuszowi operacyjną głębię.
Sama Szwecja jednak nie posiada zbyt licznej armii.
To prawda. Po zakończeniu zimnej wojny szwedzka armia została w znaczącym stopniu zredukowana. Dotyczy to zwłaszcza wojsk lądowych, które jednak obecnie są odbudowywane. W tej chwili dwie istniejące brygady zmechanizowane przechodzą modernizację. Tymczasem armia tworzy już dwie kolejne brygady, a także rozbudowuje grupę bojową, która stacjonuje na Gotlandii. Żołnierze dostają nowy sprzęt: 155-milimetrowe armatohaubice samobieżne Archer, kołowe transportery opancerzone Patria, modernizację przechodzą także czołgi Stridsvagn, będące szwedzką konfiguracją niemieckiego Leoparda 2. Tamtejsza marynarka, w odróżnieniu od wojsk lądowych, od lat stanowi znaczącą siłę. Szwedzi mogą się pochwalić nowoczesnymi korwetami Visby czy też czterema okrętami podwodnymi. Niezależnie od tego budują jednak kolejne jednostki. W najbliższych latach do służby wejdą dwa okręty podwodne typu A26. Do tego dochodzą siły powietrzne, bazujące na myśliwcach Gripen. Szwedzi mają ich blisko sto, a wkrótce do służby wejdą kolejne. Saab buduje właśnie samoloty w wersji E/F. Będzie to już trzecia generacja Gripenów. Szwedzi wprowadzą więc do NATO może niezbyt liczną, ale na pewno bardzo nowoczesną armię. A do tego prężnie działający przemysł zbrojeniowy i społeczeństwo o wysokim stopniu odporności, wprzęgnięte w całkiem sprawnie działający system obrony cywilnej. Swoją obecność w Sojuszu chcą zresztą mocno akcentować od pierwszych chwil. Już kilka miesięcy temu premier Ulf Kristersson zapowiedział, że szwedzka armia jest gotowa wysłać na Łotwę kontyngent, który wesprze tamtejszą batalionową grupę bojową eFP [enhanced Forward Presence].
Co na to Rosja? Czy wejście Szwecji, a wcześniej Finlandii do NATO w jakikolwiek sposób zweryfikuje jej doktrynę wojenną, plany użycia wojska w Europie?
Rosja na pewno ma spory problem. Oczywiście oficjalnie przedstawiciele Kremla powtarzają, że państwa nordyckie zdecydowały się na krok nieprzemyślany i ryzykowny, bo teraz będą miały u swoich granic rosyjskie wojska. Sam Władimir Putin powiedział ostatnio, że w pobliżu Finlandii zostaną rozlokowane „systemy zniszczenia”. Ale retoryka to jedno, a realne działania – drugie. Rosyjska armia ponosi w Ukrainie ciężkie straty, a to wiąże się z uszczupleniem wojskowych zasobów także w innych regionach Federacji. Wystarczy prześledzić sytuację w obwodzie królewieckim – w pierwszych miesiącach walk na terytorium Ukrainy duże straty poniosły 11 Korpus Armijny oraz 336 Brygada Piechoty Morskiej, które obecnie są odbudowywane. Przywrócenie tego potencjału wymaga czasu i pieniędzy, a w obliczu przedłużającej się wojny to skrajnie trudne. Wątpliwe więc, by Rosja była w stanie skierować teraz na północ jakieś znaczące siły. A tym bardziej obsadzić granicę z Finlandią, która liczy przecież ponad 1300 km. Można jednak założyć, że Rosjanie postarają się nasilić działania hybrydowe – na przykład kierować ku Finlandii kolejne fale nielegalnych migrantów, atakować infrastrukturę krytyczną na Bałtyku albo też – co ostatnio zdarzało się przynajmniej kilka razy – zakłócać sygnał GPS, z którego korzystają m.in. cywilne samoloty. Kreml w tej chwili niewiele więcej może zrobić. Liczy jednak na pęknięcia w NATO i osłabienie więzi pomiędzy państwami członkowskimi. Słowem, żyje nadzieją na dezintegrację Sojuszu. Dlatego też tamtejsza propaganda tak ochoczo podchwyciła wątek przedłużających się negocjacji akcesyjnych oraz opór Turcji i Węgier wobec członkostwa Szwecji w NATO.
No właśnie – szwedzka droga do NATO była dłuższa, niż początkowo zakładali politycy i eksperci. Czy postawa Turcji i Węgier to oznaka napięć, które mogą nas czekać w przyszłości? Innymi słowy: czy przystąpienie Szwecji do Sojuszu nie stanie się punktem zapalnym?
Pewnych napięć można się spodziewać, zwłaszcza w świetle ostatnich słów premiera Kristerssona. W rozmowie z amerykańskim sekretarzem stanu Antonym Blinkenem stwierdził, że Szwecja będzie stała na straży wartości, które legły u podstaw Sojuszu. A to oznacza, że postawa Węgier i Turcji oskarżanych o łamanie praworządności czy działania prorosyjskie, mogą się spotykać z krytyką. Nie sądzę jednak, by na dłuższą metę uderzyło to w spójność Sojuszu. Już podczas negocjacji akcesyjnych Szwecja i Turcja pokazały, że umieją myśleć pragmatycznie. Szwedzi w pewnym momencie przestali krytykować publicznie Ankarę i Budapeszt. Opór Turków z kolei zelżał, kiedy Amerykanie zgodzili się im sprzedać samoloty F-16. Mniej racjonalna wydaje się w tym kontekście postawa Węgier, które nigdy jasno nie wyartykułowały swoich wątpliwości ani nawet nie zasugerowały, co chciałyby zyskać w zamian za zapalenie Szwedom zielonego światła. Ostatecznie uzyskały niewiele, bo trudno uznać za duży sukces zakończenie negocjacji w sprawie zakupu przez Węgry czterech myśliwców JAS-39 Gripen. Tak czy inaczej, myślę, że największe problemy w kontekście członkostwa Szwecji mamy już za sobą.
A jak rozszerzenie NATO o dwa kraje nordyckie może wpłynąć na Polskę – na nasze bezpieczeństwo, wojsko, kierunki polityki zagranicznej?
Ten wpływ jest już dostrzegalny. Do tej pory Polska prowadziła politykę zagraniczną, opierając się na osi wschód–zachód. Kierunek północny był w niej ledwie akcentowany. Teraz jego znaczenie wzrosło. Premier Donald Tusk z pierwszą wizytą zagraniczną zamierzał się wybrać do państw bałtyckich. Ostatecznie wyjazd został odwołany z powodu choroby premier Estonii Kai Kallas, ale i tak krok ten miał moim zdaniem wymiar symboliczny. Mało tego, w pierwszych miesiącach urzędowania szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski, a potem marszałek Sejmu Szymon Hołownia wybrali się na Litwę. Wreszcie po ostatniej wizycie w Waszyngtonie prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Tuska pojawiła się nie tylko zapowiedź zwołania Trójkąta Weimarskiego, lecz także przekazania stosownej informacji liderom państw grupy północnej.
Rozszerzenie NATO o Szwecję i Finlandię sprawia, że nasze zobowiązania, jeśli chodzi o obronę sojuszniczego terytorium, przesuwają się na północ. Było to widać chociażby podczas wspomnianych już ćwiczeń „Aurora ’23”, kiedy to na Gotlandii lądowali polscy spadochroniarze, a na pokładzie okrętu wprost z Gdyni przerzucony został tam moduł bojowy Morskiej Jednostki Rakietowej. Moim zdaniem na takim przesunięciu najbardziej skorzystać może Marynarka Wojenna RP, która przez lata pozostawała najbardziej zaniedbanym rodzajem naszych sił zbrojnych. Teraz jej potencjał musi zostać znacząco wzmocniony. Ważnym krokiem jest rozpoczęta już budowa nowoczesnych fregat w ramach programu „Miecznik”.
Niebawem też powinien wystartować program „Orka”, który ma dostarczyć marynarce okręty podwodne. Przystąpienie Szwecji do NATO sprawi, że państwa Europy Środkowej będą miały jeszcze łatwiejszy dostęp do oferty tamtejszego przemysłu zbrojeniowego, z której już wcześniej korzystały przecież bardzo chętnie. Czesi i Słowacy na przykład w ostatnim czasie zamówili wozy bojowe CV90, Polacy z kolei samoloty rozpoznawcze Saab i granatniki przeciwpancerne Carl Gustav. Szwecja i Finlandia dają nam wreszcie pewien wzorzec, jeśli chodzi o organizację obrony cywilnej, którą Polska musi w krótkim czasie odbudować. Nowi członkowie NATO mogą służyć w tym zakresie sojuszniczą pomocą.
Na koniec chciałbym zapytać, czego możemy się spodziewać, jeśli chodzi o dalsze rozszerzanie NATO. Czy wstąpienie do Sojuszu Finlandii i Szwecji to znak, że czas neutralności w Europie ostatecznie mija, a za chwilę w ich ślady pójdą Austria czy Szwajcaria?
Trudno powiedzieć. Pamiętać jednak trzeba, że Szwecja i Finlandia neutralność faktycznie porzuciły już wcześniej, a mianowicie w chwili, kiedy wstąpiły do Unii Europejskiej, która nawiasem mówiąc w pewnym momencie zaczęła też rozwijać własne zdolności wojskowe. Wstępując do NATO, po prostu poszły krok dalej. Ich przystąpienie do Sojuszu zwiększa bezpieczeństwo Europy. Oczywiście nie eliminuje groźby pełnoskalowej inwazji ze strony Rosji, sprawia jednak, że Putin ma mniej opcji niż wcześniej.
Damian Szacawa jest politologiem, adiunktem w Katedrze Międzynarodowych Stosunków Politycznych Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie oraz członkiem Zespołu Bałtyckiego w Instytucie Europy Środkowej. Zajmuje się m.in. kwestiami bezpieczeństwa i stosunkami międzynarodowymi w basenie Morza Bałtyckiego oraz Europie Środkowej i Wschodniej.
autor zdjęć: Felix Sundbäck / Försvarsmakten, Svenska Marinen, Saab
komentarze